Ogień Ducha Świętego, to ogień Miłości.

„Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął”. Słowa, które przed chwilą odczytałem, brzmią tak jakby nie były urywkiem z Ewangelii. Wydawać by się mogło, że Jezus nie mógł tych słów wypowiedzieć. Dlaczego? Bo Jezus kojarzy się nam przecież z miłością, pokojem, wybaczeniem, pojednaniem. Jezus wielokrotnie dał nam się poznać na kartach Ewangelii jako ktoś dobry, delikatny, wyrozumiały. A tu słyszymy kolejne słowa, które mogą szokować: „…czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, lecz rozłam”. O co Chrystusowi chodzi? Czyżby nagle zmienił swoje poglądy? Przecież Jego najważniejsze przesłanie – to Przykazanie Miłości. Chyba więc miłość, i to miłość także do nieprzyjaciół, nie ma się zamienić tak nagle w przemoc, i to w przemoc nawet wobec swoich domowników: ojca, matki dzieci…?

Zauważmy, że w swoim nauczaniu Jezus czasami mówi w sposób łagodny, a nieraz używa bardzo ostrych słów. Zawsze jednak mówi w odniesieniu do tego co najważniejsze, czyli w odniesieniu do Boga, który powinien być w naszym życiu na pierwszym miejscu oraz mówi o relacjach z naszymi bliźnimi, które zawsze powinny być oparte na miłości. Ogień, o którym mówi Jezus, to ogień Ducha Świętego, ogień miłości! Ale miłość Boga to miłość bardzo wymagająca.
To miłość, która wie, że kompromis, porozumienie i pokojowe współżycie całych narodów i poszczególnych ludzi – choć bardzo pożądane – nie będzie możliwe, jeżeli nie będzie oparte na Bogu i na wzajemnej miłości! Jezus mówi o takiej miłości, która wie, że zła nie wolno tolerować, że ze złem należy walczyć, nawet jeżeli będzie trzeba się innym narazić, także we własnym domu i w swojej rodzinie.

Jezus mówi o pokoju, który jest czymś bardzo ważnym, ale nie za wszelką cenę, nie dla tzw. „świętego spokoju”…, nie reagując na zło, bo taki pokój nigdy nie będzie trwały!

Jezus mocno daje do zrozumienia, że chrześcijanin, który naprawdę chce żyć Jego nauką płynącą z Ewangelii, który pragnie budować miłość i pokój na Bożych zasadach, musi być przygotowany na podziały nawet wśród swoich najbliższych. Może więc zdarzyć się, że „ojciec wystąpi przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”. Stanie się tak wtedy, gdy jedna strona wybierze Chrystusa i Jego zasady życia, a druga Chrystusa nie wybierze jako Zbawiciela i Pana swojego życia. Jezusowi chodzi o to, że nie wolno przymykać oczu na zło, którego dopuszczają domownicy, czy też najbliżsi w rodzinie. Nie można udawać, że nic złego się dzieje, gdy ktoś w swoim życiu lekceważy Boga i Jego Przykazania.

W jaki sposób walczyć ze złem? Zapewne w bardzo różny sposób, np.: poprzez upomnienie, skarcenie, wskazanie dobra. Nieraz trzeba to uczynić w sposób ostry i zdecydowany, a nieraz delikatnie zachęcając do zmiany postępowania. W walce ze złem bardzo ważna jest wytrwała modlitwa, czyli wzywanie Bożej pomocy do walki ze złem. Nieraz ten sposób jest najlepszy i najbardziej skuteczny, ponieważ to Bóg swoimi łaskami może najlepiej pomóc w nawróceniu naszych bliźnich, którzy zeszli w swoim życiu na złe drogi. Chrystus mówi, że nie wolno nam milczeć wobec panoszącego się wokół nas zła. Nie możemy być tolerancyjni wobec zła, które uderza w naszą wiarę w Boga, które uderza
w Chrystusowy Kościół, w Matkę Najświętszą, czy też w nasze chrześcijańskie wartości!! Trzeba nam nieraz uderzyć pięścią w stół i zawołać jak bł. kard. Stefan Wyszyński: „Non possumus! Nie pozwalamy”…, żeby nas tak traktowano! Nawet wtedy, gdy przyjdzie nam się przez to narazić w domu, w rodzinie, czy wśród swoich przyjaciół i znajomych!

Musimy pamiętać, że świat w którym żyjemy, nasze społeczeństwo, każda rodzina i każdy z nas osobiście ma do wyboru tak naprawdę tylko dwie drogi: drogę zła i grzechu albo drogę Bożych Przykazań i Chrystusowej Ewangelii. Jaką drogę każdy z nas w swoim życiu wybrał i jaką drogę każdego dnia na nowo wybieramy? Moi Kochani! Jeżeli z miłością, o której mówi dzisiaj Chrystus, a więc z miłością wymagającą, będziemy reagowali na zło oraz na grzechy swoje i naszych bliźnich, to wtedy i tylko wtedy, będzie można budować prawdziwy Boży pokój w naszych domach i rodzinach, w naszym kraju i na całym świecie, oparty na prawdziwej wzajemnej Bożej Miłości. Amen.
(o.R.)

400 lat franciszkanów

565 lat franciszkanów

we Wschowie

We Wschowie początki fundacji franciszkańskiej sięgają roku 1457, kiedy to mieszczanie i magistrat królewskiego miasta Wschowy, ofiarowali bernardynom teren pod budowę kościoła i klasztoru. W 1462 r. z ofiar mieszczan i okolicznej szlachty zbudowano kościół i klasztor pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu i św. Bernardyna ze Sieny. Klasztor początkowo należał do prowincji czesko-austriackiej.

W roku 1467 wszedł w skład nowo powstałej polskiej prowincji obserwantów. W latach 1456 – 1558, klasztor pomyślnie się rozwijał, a zakonnicy prowadzili bez większych przeszkód swoją działalność duszpasterską.

 

Czytaj dalej na temat historii klasztoru

 

 

800 lat zakonu

1W 1209 roku św. Franciszek z Asyżu założył nowy zakon w Kościele. Siebie i swoich towarzyszy nazywał braćmi mniejszymi (łac. fratres minores) - chciał przez to podkreślić, że ich życie ma polegać nie na wywyższaniu się, ale na świadomym wyborze małości (łac. minoritas), uniżoności.

2Do takiej postawy zachęcał Chrystus w Ewangelii, a Franciszek nakazał w regule praktykować życie w ubóstwie i uniżeniu. Pierwszych zakonników nazywano Pokutnikami z Asyżu, dopiero później przyjęła się nazwa franciszkanie (od imienia św. Franciszka). Do XV wieku istniał jeden zakon franciszkański.

3W wyniku uwarunkowań na tle kulturowym, historycznym, geograficznym oraz na skutek różnic w praktycznym stosowaniu reguły, w XV i XVI w. wyłoniły się istniejące do dzisiaj trzy niezależne zakony franciszkańskie: Zakon Braci Mniejszych Konwentualnych, Zakon Braci Mniejszych i Zakon Braci Mniejszych Kapucynów.

800 lat zakonu